10 maja 1958 roku zwodowano w Gdańsku pierwszy jacht – na który składali się opolanie. Jego matką chrzestną została Irena Strzelecka, prezes spółdzielni „Społem”.
Zanim do tego doszło, na budowę jednostki sypali groszem nie tylko zwykle opolanie, ale też różnego rodzaju instytucje i zakłady pracy. Dzięki publicznej zbiórce udało się pozyskać 1,2 miliona złotych, z tym że największy wkład finansowy wniosła spółdzielnia.
Na sobotnią uroczystość wodowania kadłuba w Stoczni Gdańskiej wybrała się spora grupa opolan, a rangę wydarzenia podkreślała obecność Józefa Buzińskiego, ówczesnego przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej. W Gdańsku pojawili się też Tadeusz Datoń i Jerzy Łańcucki, opolscy żeglarze.
To oni dziękowali stoczniowcom za terminową budowę jachtu dalekomorskiego, który miał służyć jako „widoczny manifest jedności ziemi opolskiej z macierzą na morzach całego świata”. Z kolei stoczniowcy podkreślali, że „Dar Opola” jest i będzie ich… ulubieńcem.
W czasie wymiany uprzejmości kadłub jachtu wisiał na linach, a uczestniczy uroczystości mogli zobaczyć, że nie jest jeszcze pomalowany. Mimo to wiele osób zachwycało się smukłą sylwetką, a niektórzy nazywali jacht „szpilką”. Wreszcie matka chrzestna wypowiedziała starą formułkę, zaczynającą się od słów „płyń po morzach i ocenach”, a potem rozbiła tradycyjnego szampana.
„Dar Opola” powoli spłynął na wodę przy dźwiękach Mazurka Dąbrowskiego, ale nie popłynął od razu w pierwszy rejs. Trzeba było go jeszcze wyposażyć, a na to znów potrzebowano pieniędzy. Dlatego po raz kolejny apelowano w opolskiej prasie o wsparcie inicjatywy.
Pomoc musiała nadejść, bo jesienią jacht wyszedł w pierwszy rejs. Jednostka miała 18,6 metra długości, ponad 28-metrowy maszt, a także 13-osobową załogę i żagiel o powierzchni 140 m kw. Pływała nie tylko po Bałtyku, do dziś sporo osób nadal pamięta słynny rejs na Morze Czerwone.
Niestety, w latach 60. jednostkę odgórną decyzją przekazano na rzecz Ligi Ochrony Kraju i Opole straciło nad nim kontrolę. Nowy gospodarz Daru nie dbał o niego należycie i w latach 70. jacht rdzewiał na brzegu w Jastarni. Wówczas jednak kupił go lekarz Eugeniusz Jadczuk, potem wyremontował i sprzedał w latach 80. prywatnej osobie. Dziś pływa on pod duńską banderą i nosi piękne imię Tara.
Nazwa naszego miasta tak całkiem z mórz i oceanów jednak nie zniknęła. Od niedawna jeden z jachtów – kierowany przez Andrzeja Kopytko – też nosi imię Opole i bierze udział w regatach samotników Ostar.
Powodzenia!