W styczniu 1917 opolanie byli już bardzo zmęczeni I wojną światową. W mieście – podobnie jak w całych Niemczech – brakowało węgla. Dlatego szkoły otwarto dopiero w drugim tygodniu stycznia.
Jak informował Kuryer Śląski, reglamentowano niemal wszystko. Dodatkowo zapowiadano, że od 1 lutego ograniczona będzie produkcja cygar i tabaki. Radzono, aby ramach oszczędności używać drewna na podeszwy w butach dzieci, które na sanki jeździły m.in. do Winowa (na zdjęciu).
Na początku stycznia władze ustaliły wysokość tygodniowego przydziału mięsa i jego przetworów – dorośli otrzymywali 200 gramów, a dzieci poniżej 6 lat 100 g. Na kartę żywnościową przypadało 70 g masła, a na połowę – 35 g. Dodatkowo zapowiadano, że do pieczenia chleba może być w przyszłości dodawana brukiew, o czym miał zdecydować kanclerz Rzeszy.
Dla dzieci szkolnych szykowano dodatkowe zajęcie. Niemiecka izba rolnicza, borykająca się z brakiem mężczyzn do pracy na polach, wystąpiła do władz z prośbą, aby wiosną skorzystać z pomocy nieletnich. Uczniowie mieli pomagać wyrywać chwasty, ale w styczniu decyzji w tej sprawie jeszcze nie było.
Ukazało się natomiast rozporządzenie, dotyczące nauki cerowania pończoch, a także przerabiania noszonej bielizny i sukien przez uczniów. Nowe rzeczy były wtedy niemal niedostępne.
Brakowało również miejsca na zakwaterowanie żołnierzy, choć trudno powiedzieć, czy winne temu było rosnące rozczarowanie przedłużającą się wojną, czy rzeczywiście przepełnione mieszkania. W każdym razie w połowie miesiąca władze miasta uznały za stosowne przypomnieć opolanom, że w czasach wojennych kwaterować żołnierzy muszą nie tylko właściciele domów, ale także lokatorzy.
Drożyzna powodowała, że szerzyły się kradzieże. W styczniu opolanie dyskutowali m.in. o włamaniu do składu towarów kolonialnych kupca Hampego na Pasiece, skąd ukradziono sporo cygar, papierosów i czekolady, a także sporo pieniędzy.
Na te ostatnie połakomiła się Anna Lisson – mieszkająca wtedy na terenie obecnej dzielnicy Nowa Wieś Królewska. Opolanka najpierw udawała, że szuka wolnego pokoju w jednym z domów w Zakrzowie, a potem ukradła z niego 33 marki. Gdy dziewczynę złapano i osadzono w areszcie, okazało się, że zaledwie w grudniu skończyła odsiadywanie 6-miesięcznej kary za podobną kradzież.
Głośna była sprawa kupca Karola Geyera – właściciela składu towarów manufakturyjnych. Jak donosił Kuryer Śląski kupiec sprzedawał drożej niż nakazywały to przepisy, a dodatkowo w składzie znaleziono duże ilości towarów bawełnianych, które nie były zgłoszone w urzędzie miasta. Prokuratura zamknęła skład Geyera, do czasu wyjaśnienia lub osądzenia opolanina.
Surowy wyrok nie ominął robotnika kolejowego Smollnika. Za podrabianie pieniędzy sąd w Opolu skazał go na dwa i pół roku więzienia oraz sześć lat utraty praw honorowych.
Wśród Polaków – mieszkających w ówczesnym Oppeln – kiełkowała myśl, że utworzenie polskiego państwa będzie w przyszłości możliwe. Po pierwsze dlatego, że władze niemieckie i austro-węgierskie jeszcze w listopadzie 1916 roku oficjalnie zadeklarowały powstanie Królestwa Polskiego. Po drugie powstała Tymczasowa Rada Stanu, która miała przygotować nowe struktury państwowe. M.in dlatego w Opolu odbyło się publicznie spotkanie, gdzie zachęcano do używania języka polskiego, co wcześniej było nie do pomyślenia.
Inspektor szkolny Piella – pracujący na terenie Królestwa Polskiego – opowiadał w jednej z sal gimnastycznych, że w nowym królestwie nauka odbywa się wyłącznie w języku polskim.
W niemieckim Oppeln nie było na to jednak żadnych szans. Lekcje polskiego dla wszystkich dzieci zorganizowano w mieście dopiero w 1945 roku.